Strażnicy
pokoju łapią mnie pod ramię i wyprowadzają ze sceny. Kątem oka daję radę
jeszcze ujrzeć, że to samo robią z Clove. Dopiero teraz maska opanowania
częściowo znika z jej twarzy, a pod nią kryje się strach. Chyba myśli, że nikt
jej nie widzi.
Zagryzam wargę i pozwalam, aby ci niezwykle silni i wysocy mężczyźni ubrani w te okropne, sterylnie czyste i białe kombinezony zaprowadzili mnie do Pałacu Sprawiedliwości. Przez króciutką chwilę mam zamiar się wyrwać, zedrzeć im z twarzy te straszne, obojętne i puste spojrzenie, zobaczyć, czy oni mają jakieś uczucia, jednak daję radę się powstrzymać. Powoli rozluźniam napięte już mięśnie i rozglądam się uważnie dookoła.
Właśnie weszliśmy do Pałacu. W sumie, to nawet nie wiem, czmu nazwali to pałacem. Farba odchodzi od ścian, a moje buty aż przyklejają się do oblepionej brudem podłogi. Mam ochotę zatkać nos, bo w powietrzu unosi się niezbyt przyjemny, słodkawy odór rozkładu, który jeszcze bardziej potęguje mój strach, jakby cuchnący tlen rozchodzący się po moim organizmie rozprowadzał lęk.
Oddycham płycej i wraz ze Strażnikami wchodzę do obskurnej windy. Kabina rusza wolno z okropnym zgrzytem. Widać, że nikt jej dawno nie używał. Albo używał, ale nie bardzo obchodziło go, w jakim jest ona stanie.
Kiedy dojeżdżamy na górę, Strażnicy Pokoju prowadzą mnie lepiej już wyglądającym korytarzem. Ściany pokrywa boazeria, a podłoga wyłożona jest dębowymi deskami. Smród też zniknął, teraz czuję jakieś kwiaty, ale nie bardzo potrafię określić, jakie. Nigdy nie lubiłem roślin.
W końcu dochodzimy do końca i Strażnicy wpychają mnie do niewielkiego pomieszczenia. Zostaję sam. W rogu pokoju stoi mały obity skórą fotel, na który od razu padam. Zamykam oczy i pod powiekami widzę obraz przestraszonej Clove. Czuję, że moje serce na chwilę się zaciska. Pod powiekami czuję palące łzy bezsilności. Jestem głupi. Beznadziejnie i bez sensu głupi. Po co się zgłaszałem?! Dla jakiejś dziewczyny? Przecież mogłem mieć każdą. Każdą. Wiem, że wszystkie dziewczyny w szkole na mnie lecą. Nie jestem ślepy. Dlaczego to zrobiłem dla niej? Dlaczego narażam swoje życie, żeby ją ocalić? Bo jest wyjątkowa- odzywa się jakiś głosik w mojej głowie. Łza ścieka mi po policzku, a wraz z nią topnieje moja pozorna odwaga i spokój. Zaciskam pięść i nie pozwalam sobie zapłakać. Jestem na siebie wściekły za to, że pozwoliłem dać upust emocjom. Nie tego mnie uczono.
Ze złością ocieram twarz rękawem i w samą porę- po chwili drzwi otwierają się z głośnym łupnięciem i do pokoju wchodzą moi rodzice i Flab. Brat, nie zważając na karcące spojrzenie ojca rzuca mi się na szyję. Zaskoczony dopiero po sekundzie odwzajemniam uścisk. U nas w rodzinie rzadko kiedy okazujemy sobie uczucia.
-Dasz radę. Wierzę w ciebie.- szepcze mi w koszulę. Mierzwię mu włosy, a on mnie puszcza.
Widzę, że mama wpatruje się we mnie ze łzami w oczach. Zagryzam wargi, niepewny, co zrobić, ale ona przejmuje inicjatywę. Podchodzi do mnie powoli i obejmuje ramionami. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mnie przytulała. To było… dziwne. Niewłaściwe i nienormalne, a jednocześnie ten uścisk był czymś, czego mi brakowało. Czymś przyjemnym.
-Wygrasz. Wiem to.- mówi pewnym głosem. Szkoda, że ja mam inne plany.
Mama się odsuwa, a ja staję naprzeciwko taty. Nie wiem, co zrobić, on najwyraźniej też nie. Wyciąga do mnie rękę, a mnie nie pozostaje nic innego, jak ją uścisnąć.
-Powodzenia.- mówi, nawet na mnie nie patrząc.
To tyle. Wie, że prawdopodobnie już nie wrócę, a mimo to mówi tylko „powodzenia”. I ten uścisk ręki.
Chwilę potem do pokoju wpadają Strażnicy i wyprowadzają moją rodzinę. Flab rzuca mi tylko ostatnie, pełne nadziei spojrzenie i drzwi się zamykają, znowu zostawiając mnie samego ze swoimi myślami.
Po jakimś czasie znowu przychodzą Strażnicy. Zabierają mnie stąd. Znów ruszamy tym samym korytarzem i wsiadamy do tej samej windy. Tym razem ten smród już mnie tak nie odrzuca. Znowu mam na twarzy tę maskę opanowania i obojętności, ten mój znak rozpoznawczy.
Wychodzimy przed Pałac Sprawiedliwości, gdzie czeka na nas samochód. W normalnych warunkach pewnie byłbym zachwycony, że mogę się nim przejechać, bo w dystryktach nie poruszano się autami. Wszędzie chodzimy na piechotę. Samochód jest luksusem, na jaki nikogo nie jest stać.
Wchodzę do auta. W środku czeka już Katia, a obok niej Clove. Patrzy za okno, nie zwracając na mnie uwagi. Jej mina nic nie wyraża, spojrzenie jest obojętne, ale na jej alabastrowych policzkach widzę błyszczące ślady łez. Płakała. Mam ochotę ją przytulić, jakoś pocieszyć, jednak strasznym wysiłkiem woli zmuszam się do zajęcia miejsca obok niej. Odwraca się w moją stronę i kiwa mi głową. Odpowiadam tym samym i wbijam wzrok w buty.
Katia zaczyna nawijać o Kapitolu i wszystkich wygodach, które nas tam czekają, ale my jej nie słuchamy. Clove znowu patrzy za okno, a ja wykazuję nadzwyczajne zainteresowanie butami. Opiekunce naszego dystryktu to nie przeszkadza, dalej gada, ale kiedy dochodzi do tematu Igrzysk i tego, czego możemy się spodziewać, Clove zaczyna niespokojnie się ruszać, po czym łapie mnie za rękę. Patrzę na nią zaskoczony, a ona zagryza wargi i dalej patrzy uparcie za okno.
Przypatruję się naszym złączonym dłoniom, jednocześnie odczuwając szczęście i smutek. Gładzę jej drobną rękę swoim wielkim kciukiem. Tylko tyle mogę zrobić, żeby ją pocieszyć i bardzo tego żałuję.
Dojeżdżamy na stację. Przez przyciemniane szyby widzę pociąg, ogromną, nowoczesną lokomotywę o opływowym kształcie. Jest srebrna, promienie słońca odbijają się w niej sprawiając, że błyszczy. Nie mogę oderwać od niej wzroku, zafascynowany. Dlatego dopiero po chwili widzę, że na peronie stoi mnóstwo ludzi, większość z naszego dystryktu, ale spomiędzy głów gapiów gdzieniegdzie wystają kamery i aparaty. To ludzie z Kapitolu nagrywają, jak rozpoczyna się nasza podróż ku śmierci.
Clove puszcza moją dłoń i wychodzi na zewnątrz w ślad za Katią. Idę za nią, wpatrując się w jej ciemne włosy, które na słońcu błyszczą na rudo. Zastanawiam się, jakby to było je dotknąć, zanurzyć w nich ręce, jednak uciszam te myśli i kieruję się do drzwi pociągu.
Katia szeptem nakazuje nam poczekać moment i dać kamerom nacieszyć się naszym widokiem. Clove posłusznie kiwa głową i rzuca reporterom piękny, pewny siebie uśmiech. Są nią zachwyceni, flesze zaczynają błyskać bez opamiętania, oślepiając nas. Zaskoczony gapię się na Clove, która jeszcze przed sekundą, tam, w samochodzie, wymiękła i złapała mnie za rękę. Teraz jest gwiazdą, nie widać po niej śladu niepokoju, można sądzić, że jest pewna swojego zwycięstwa.
Zdezorientowany po dobrej minucie stwierdzam, że gapię się na nią jak jakiś tępak, więc czym prędzej odwracam się do kamer i rzucam im pewne spojrzenie, a kąciki moich ust wyginają się ku górze w morderczym uśmiechu( przynajmniej taką mam nadzieję), jednak w środku jestem w rozsypce. Czemu Clove tak się zachowuje? Przed chwilą była przerażona, płakała, a teraz można pomyśleć, że to szczerzenie się do kamer, ten szum wokół jej osoby podobają jej się.
Kiedy już sądzę, że ręka odpadnie mi od ciągłego machania, Katia wpycha nas do pociągu. Jeszcze tylko kilka ostatnich zdjęć w drzwiach i jesteśmy wolni. Oczywiście, jeśli można tak nazwać podróż do Kapitolu, skąd prawdopodobnie nie wrócimy żywi.
Odwracam się do Clove, której twarz znów nic nie wyraża, z chęcią porozmawiania, ale ona całkowicie mnie ignoruje, co muszę przyznać, nieźle mnie zdenerwowało. Czy to nie ona przypadkiem niecałe pół godziny temu szukała u mnie pocieszenia?!
-Clove, tam jest twój pokój, a twój Catonie tam.- Katia skazuje jakieś drzwi.- Za 20 minut kolacja.
Nasza opiekunka obraca się na pięcie i zamiatając długimi, różowymi włosami odchodzi długim, jasno oświetlonym korytarzem. Otwieram usta, aby odezwać się do Clove, ale jej już nie ma. Słyszę tylko odgłos zamykanych drzwi jej pokoju. Znowu zostaję sam.
Zagryzam wargę i pozwalam, aby ci niezwykle silni i wysocy mężczyźni ubrani w te okropne, sterylnie czyste i białe kombinezony zaprowadzili mnie do Pałacu Sprawiedliwości. Przez króciutką chwilę mam zamiar się wyrwać, zedrzeć im z twarzy te straszne, obojętne i puste spojrzenie, zobaczyć, czy oni mają jakieś uczucia, jednak daję radę się powstrzymać. Powoli rozluźniam napięte już mięśnie i rozglądam się uważnie dookoła.
Właśnie weszliśmy do Pałacu. W sumie, to nawet nie wiem, czmu nazwali to pałacem. Farba odchodzi od ścian, a moje buty aż przyklejają się do oblepionej brudem podłogi. Mam ochotę zatkać nos, bo w powietrzu unosi się niezbyt przyjemny, słodkawy odór rozkładu, który jeszcze bardziej potęguje mój strach, jakby cuchnący tlen rozchodzący się po moim organizmie rozprowadzał lęk.
Oddycham płycej i wraz ze Strażnikami wchodzę do obskurnej windy. Kabina rusza wolno z okropnym zgrzytem. Widać, że nikt jej dawno nie używał. Albo używał, ale nie bardzo obchodziło go, w jakim jest ona stanie.
Kiedy dojeżdżamy na górę, Strażnicy Pokoju prowadzą mnie lepiej już wyglądającym korytarzem. Ściany pokrywa boazeria, a podłoga wyłożona jest dębowymi deskami. Smród też zniknął, teraz czuję jakieś kwiaty, ale nie bardzo potrafię określić, jakie. Nigdy nie lubiłem roślin.
W końcu dochodzimy do końca i Strażnicy wpychają mnie do niewielkiego pomieszczenia. Zostaję sam. W rogu pokoju stoi mały obity skórą fotel, na który od razu padam. Zamykam oczy i pod powiekami widzę obraz przestraszonej Clove. Czuję, że moje serce na chwilę się zaciska. Pod powiekami czuję palące łzy bezsilności. Jestem głupi. Beznadziejnie i bez sensu głupi. Po co się zgłaszałem?! Dla jakiejś dziewczyny? Przecież mogłem mieć każdą. Każdą. Wiem, że wszystkie dziewczyny w szkole na mnie lecą. Nie jestem ślepy. Dlaczego to zrobiłem dla niej? Dlaczego narażam swoje życie, żeby ją ocalić? Bo jest wyjątkowa- odzywa się jakiś głosik w mojej głowie. Łza ścieka mi po policzku, a wraz z nią topnieje moja pozorna odwaga i spokój. Zaciskam pięść i nie pozwalam sobie zapłakać. Jestem na siebie wściekły za to, że pozwoliłem dać upust emocjom. Nie tego mnie uczono.
Ze złością ocieram twarz rękawem i w samą porę- po chwili drzwi otwierają się z głośnym łupnięciem i do pokoju wchodzą moi rodzice i Flab. Brat, nie zważając na karcące spojrzenie ojca rzuca mi się na szyję. Zaskoczony dopiero po sekundzie odwzajemniam uścisk. U nas w rodzinie rzadko kiedy okazujemy sobie uczucia.
-Dasz radę. Wierzę w ciebie.- szepcze mi w koszulę. Mierzwię mu włosy, a on mnie puszcza.
Widzę, że mama wpatruje się we mnie ze łzami w oczach. Zagryzam wargi, niepewny, co zrobić, ale ona przejmuje inicjatywę. Podchodzi do mnie powoli i obejmuje ramionami. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mnie przytulała. To było… dziwne. Niewłaściwe i nienormalne, a jednocześnie ten uścisk był czymś, czego mi brakowało. Czymś przyjemnym.
-Wygrasz. Wiem to.- mówi pewnym głosem. Szkoda, że ja mam inne plany.
Mama się odsuwa, a ja staję naprzeciwko taty. Nie wiem, co zrobić, on najwyraźniej też nie. Wyciąga do mnie rękę, a mnie nie pozostaje nic innego, jak ją uścisnąć.
-Powodzenia.- mówi, nawet na mnie nie patrząc.
To tyle. Wie, że prawdopodobnie już nie wrócę, a mimo to mówi tylko „powodzenia”. I ten uścisk ręki.
Chwilę potem do pokoju wpadają Strażnicy i wyprowadzają moją rodzinę. Flab rzuca mi tylko ostatnie, pełne nadziei spojrzenie i drzwi się zamykają, znowu zostawiając mnie samego ze swoimi myślami.
Po jakimś czasie znowu przychodzą Strażnicy. Zabierają mnie stąd. Znów ruszamy tym samym korytarzem i wsiadamy do tej samej windy. Tym razem ten smród już mnie tak nie odrzuca. Znowu mam na twarzy tę maskę opanowania i obojętności, ten mój znak rozpoznawczy.
Wychodzimy przed Pałac Sprawiedliwości, gdzie czeka na nas samochód. W normalnych warunkach pewnie byłbym zachwycony, że mogę się nim przejechać, bo w dystryktach nie poruszano się autami. Wszędzie chodzimy na piechotę. Samochód jest luksusem, na jaki nikogo nie jest stać.
Wchodzę do auta. W środku czeka już Katia, a obok niej Clove. Patrzy za okno, nie zwracając na mnie uwagi. Jej mina nic nie wyraża, spojrzenie jest obojętne, ale na jej alabastrowych policzkach widzę błyszczące ślady łez. Płakała. Mam ochotę ją przytulić, jakoś pocieszyć, jednak strasznym wysiłkiem woli zmuszam się do zajęcia miejsca obok niej. Odwraca się w moją stronę i kiwa mi głową. Odpowiadam tym samym i wbijam wzrok w buty.
Katia zaczyna nawijać o Kapitolu i wszystkich wygodach, które nas tam czekają, ale my jej nie słuchamy. Clove znowu patrzy za okno, a ja wykazuję nadzwyczajne zainteresowanie butami. Opiekunce naszego dystryktu to nie przeszkadza, dalej gada, ale kiedy dochodzi do tematu Igrzysk i tego, czego możemy się spodziewać, Clove zaczyna niespokojnie się ruszać, po czym łapie mnie za rękę. Patrzę na nią zaskoczony, a ona zagryza wargi i dalej patrzy uparcie za okno.
Przypatruję się naszym złączonym dłoniom, jednocześnie odczuwając szczęście i smutek. Gładzę jej drobną rękę swoim wielkim kciukiem. Tylko tyle mogę zrobić, żeby ją pocieszyć i bardzo tego żałuję.
Dojeżdżamy na stację. Przez przyciemniane szyby widzę pociąg, ogromną, nowoczesną lokomotywę o opływowym kształcie. Jest srebrna, promienie słońca odbijają się w niej sprawiając, że błyszczy. Nie mogę oderwać od niej wzroku, zafascynowany. Dlatego dopiero po chwili widzę, że na peronie stoi mnóstwo ludzi, większość z naszego dystryktu, ale spomiędzy głów gapiów gdzieniegdzie wystają kamery i aparaty. To ludzie z Kapitolu nagrywają, jak rozpoczyna się nasza podróż ku śmierci.
Clove puszcza moją dłoń i wychodzi na zewnątrz w ślad za Katią. Idę za nią, wpatrując się w jej ciemne włosy, które na słońcu błyszczą na rudo. Zastanawiam się, jakby to było je dotknąć, zanurzyć w nich ręce, jednak uciszam te myśli i kieruję się do drzwi pociągu.
Katia szeptem nakazuje nam poczekać moment i dać kamerom nacieszyć się naszym widokiem. Clove posłusznie kiwa głową i rzuca reporterom piękny, pewny siebie uśmiech. Są nią zachwyceni, flesze zaczynają błyskać bez opamiętania, oślepiając nas. Zaskoczony gapię się na Clove, która jeszcze przed sekundą, tam, w samochodzie, wymiękła i złapała mnie za rękę. Teraz jest gwiazdą, nie widać po niej śladu niepokoju, można sądzić, że jest pewna swojego zwycięstwa.
Zdezorientowany po dobrej minucie stwierdzam, że gapię się na nią jak jakiś tępak, więc czym prędzej odwracam się do kamer i rzucam im pewne spojrzenie, a kąciki moich ust wyginają się ku górze w morderczym uśmiechu( przynajmniej taką mam nadzieję), jednak w środku jestem w rozsypce. Czemu Clove tak się zachowuje? Przed chwilą była przerażona, płakała, a teraz można pomyśleć, że to szczerzenie się do kamer, ten szum wokół jej osoby podobają jej się.
Kiedy już sądzę, że ręka odpadnie mi od ciągłego machania, Katia wpycha nas do pociągu. Jeszcze tylko kilka ostatnich zdjęć w drzwiach i jesteśmy wolni. Oczywiście, jeśli można tak nazwać podróż do Kapitolu, skąd prawdopodobnie nie wrócimy żywi.
Odwracam się do Clove, której twarz znów nic nie wyraża, z chęcią porozmawiania, ale ona całkowicie mnie ignoruje, co muszę przyznać, nieźle mnie zdenerwowało. Czy to nie ona przypadkiem niecałe pół godziny temu szukała u mnie pocieszenia?!
-Clove, tam jest twój pokój, a twój Catonie tam.- Katia skazuje jakieś drzwi.- Za 20 minut kolacja.
Nasza opiekunka obraca się na pięcie i zamiatając długimi, różowymi włosami odchodzi długim, jasno oświetlonym korytarzem. Otwieram usta, aby odezwać się do Clove, ale jej już nie ma. Słyszę tylko odgłos zamykanych drzwi jej pokoju. Znowu zostaję sam.
Podoba mi się ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńPrześwietne. :) Kiedy kolejny rozdział? ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam
OdpowiedzUsuń[SPAM]
Anioły od wieków stoją przy nas i obserwują. Patrzą na to co dobre, ale i na to co złe. Są skłonne otworzyć bramy Raju przed każdym, kto się do nich zgłosi i zgodnie ze swą mądrością udzielają różnych łask. Najlepszym, absolutnie utalentowanym i obdarzonym godną podziwu lekkością pióra, wręczają złote lub platynowe szarfy, by jaśnieli przykładem. Innym, nieobdarzonym przez los tak wspaniałym talentem, dają liczne rady i zwykłe, czarne szarfy. Są one znakiem, że ktoś coś próbuje, czegoś chce się nauczyć, ale daleka droga jeszcze przed nim. Na razie nie jest w stanie jaśnieć niczym gwiazda nad anielskim orszakiem, ale w przyszłości... Kto wie?
Chcesz się przekonać, na którą szarfę zasłużyłeś? Czy powinieneś jaśnieć nad innymi, czy może z zazdrością spoglądać na tych, którzy u góry tworzą swe arcydzieła w blasku platyny? Zgłoś się! Chętnie przyjmiemy Cię w bramach Raju:
http://raj-ocen.blogspot.com
Anieli chętnie przyjmą w swe szeregi braci i siostry (rekrutacja otwarta).
Zostałaś nominowana do Liebster Awards!
OdpowiedzUsuńhttp://podskrzydlamikosoglosa.blogspot.com/2012/12/liebster-awards.html
Zapraszam :)
Umarłaś? Ja czekam niecierpliwie na nowe rozdziały ;))
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Awards
OdpowiedzUsuńhttp://clove-cato.blogspot.com/p/nominacja-do-liebster-award-jest.html
Zapraszam ;)
Zostałaś nominowana do Liebster Awards
OdpowiedzUsuńhttp://clovehungergames.blogspot.com/2013/01/liebster-awards-po-raz-kolejny.html
Zapraszam serdecznie!
Czekam na następny rozdział z niecierpliwością ;) Ten był extra oby tak dalej
OdpowiedzUsuńHej, piszesz cudownie! Będzie kolejny rozdział? Zapraszam do mnie: http://catoandcloveforever.blogspot.com
OdpowiedzUsuń35 year old Marketing Assistant Minni Ruddiman, hailing from Gimli enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and Sand art. Took a trip to Laurisilva of Madeira and drives a Delahaye 135 Competition Court Torpedo Roadster. mozesz sprawdzic tutaj
OdpowiedzUsuń